Z Florencyi wyjechała spłakana, gniewna, zżółkła, okryta żałobą pani Zdzisławowa, by nie spocząć aż w Wenecyi. Tu potrzebowała parę dni się zatrzymać. Przeraziła się przejrzawszy w zwierciadle....
Zatrzymała się nieco dłużéj, śledząc pilnie, jakie uspokojenie zmiany zrobi na twarzy.
Z wolna przychodziła do siebie, bladość bezkrwista panieńska wprawdzie wróciła znowu, lecz oczy nabierały blasku.... Gdy się sama dumnie przechadzała pod Prokuracyami, mężczyźni oglądali się i szli za nią. Było coś nęcącego w téj smutnéj postaci, któréj rysy opuszczoną jakąś Medeę przypominały.... W Wiedniu hrabina wypoczywała znowu; rysy jéj, które konwulsyjny płacz i gniew zmienił był i postarzył, wracały do dawnego zimnego wypogodzenia.... Była oryginalnie, tajemniczo piękną, bo jéj wdzięku ani opisać, ani ująć nie mógłby był artysta — drgało w nim życie silne.
Nadzieja w nią wstąpiła.
Gdy przybyła wprost do rodziców męża, Zdzisława nie było w domu. Umyślnie może dla okazania obojętności poszedł na cały wieczór do hrabiny Julii, gdzie miał przyjemność swojego następcę w łaskach prześmiewać i do niezgrabności zabawnych pobudzać.
Spotkanie było niezmiernie chłodne. Hrabina wstała z powagą, podeszła kroków kilka,
Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/481
Ta strona została skorygowana.