nie zlękła się groźby, a nazajutrz po przybyciu prowadziła go posłusznego gdzie chciała.
Hrabia Zdzisław miał w domu ojcowskim appartament osobny, obszerny i tak urządzony, że dla niego z żoną aż nadto był wystarczający; tylko wielkie owe salony, w których przyjmowano, należały do starych państwa i pani hrabina Stanisławowa matka, uważała się za gospodynię domu. Aniela więc, przy całéj niezależności swéj, podrzędne musiała tu zająć stanowisko. To jéj się nie podobało, nie była całkowicie panią domu.
W kilka dni po powrocie, dała to uczuć mężowi.
— Proszę cię, odezwała się do niego raz w chwili poobiedniéj, gdy Zdziś przy kawie czarnéj, wróciwszy ze wspólnego pokoju jadalnego, palił cygaro — jakże to ma być z nami? Czy my zawsze tak na komorném u rodziców mieszkać mamy, a ja — niby gościem, niby sługą?
Zdziś spojrzał na nią.
— Albo to nam tak źle? spytał.
— Źle, nie, ale ani rodzice swobodni nie są całkiem, ani my — mówiła Aniela. Jest to jakiś stan — nienormalny!
Dopóki byłeś kawalerem, potém gdy mnie tu nie było — mogło to uchodzić — ale teraz?
— Znajdujesz? przerwał od niechcenia Zdziś.
Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/484
Ta strona została skorygowana.