niepowodzenia. Godziła się na hr. Julię, wzdragała od jéj córki.
— Ależ to będzie śmieszne i nie wiedzieć do czego podobne — odezwał się Zdziś, — gdy my u nich nie będziemy? Jak to wytłómaczyć?
— O! z mojéj strony będzie to bardzo łatwo wytłómaczone — przerwała Aniela, przybierając powagę i dumę wielką. Wszystkim wiadoma cześć moja dla nieboszczki hrabiny, ja poślubiłam jéj myśli i uczucia, a ona téj intrygantki znosić nie mogła. Księżna to odebrała Lamberta matce, zawróciła mu głowę.
— Mówiłaś zdaje mi się — rzekł Zdziś, — że Lambert zawsze był płochym i bałamutem.
— Tak, ale się z tém krył i wstydził; dla niéj pierwszéj się wyemancypował i wszedł na tę drogę!!
— Ja — odezwał się Zdziś chłodno — nie czuję się w obowiązku wcale pokutować za to i być pozbawionym dobrego towarzystwa, że Lambert się kochał w hrabiance. To mi wszystko jedno i ja się w niéj kochałem trochę.
Aniela spojrzała pogardliwie.
— Sądzę, że więcéj w matce, szepnęła z uśmiechem.
— L’un n’empechait pas l’autre! śmiejąc się cynicznie zawołał mąż.
Odwróciła się od niego żona.
Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/488
Ta strona została skorygowana.