— A! spodziewam się, dorzuciła w końcu, że kochana hrabina zechce mnie i nasz dom uważać za najbliższy i najprzyjaźniéj zawsze dla niéj otwarty. Hrabia Lambert z pewnością powróciwszy nie zapomni o nas.... będzie go pani, u nas spotykała.... Niech przynajmniéj to będzie dla niéj przynętą, jeśli moja dla państwa przyjaźń nie jest dostateczna.
Gdy po półgodzinném szczebiotaniu, wyszła nareszcie księżna, pani Zdzisławowa zostawszy sama, bo mąż odprowadzał Elizę, padła na kanapę i rozpłakała się.
Każde słówko księżny ją raniło, w każdém była złośliwa intencya ukryta, którą ona czuła dobrze. Trzeba było za to wszystko jéj i jemu zapłacić. Inaczéj nie mogła dojść do tego celu hrabina, jak tworząc obóz własny, skupiając armię pod swe rozkazy, wypowiadając cichą wojnę księżnie i Lambertowi. Gdy Zdziś przeprowadziwszy piękną Elizę powrócił uśmiechnięty i zastał żonę chmurną — po chwilce namysłu wskazując na drzwi, rzekła do niego:
— Księztwo myślą tu widzę stać na czele i dawać ton towarzystwu; zapraszają pod swą chorągiew.... Piękna pani chce hetmanić. Cóż my? mamy być ich wassalami? Nie mogliżbyśmy tak dobrze jak oni sięgnąć po buławę? Czy hrabia nie czujesz szlachetnéj ambicyi w sobie?
Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/491
Ta strona została skorygowana.