się i lekko krzyknęła, nie okazując wcale sentymentu: obejrzała go od stop do głowy. Wiedziała już o nim co tylko można było się dowiedzieć; wydawał się jéj śmiesznym, jak każdy człowiek, któremu się — nie udało.
— Uwolniła pana jéjmość z niewoli? poczęła parskając.
— W któréj ja dla miłości panny Józefy siedziałem!
— A śliczna była miłość, kiedyś waćpan był żonaty?
— Cóż to przeszkadza jedno drugiemu!
— A mnie o tém pan nie powiedziałeś nic! pogroziła mu.
— Bo panna się nie pytała!
Tak wszczęła się walka na słowa, ale bez żółci. Józia była nadto dobra, aby się gniewać mogła; ale dawnego wielbiciela napowrót do łask przypuścić nie myślała. Zajmował ją zbytnio artysta, u którego pozowała do portretu do gorsu....
Adolf nie domagał się też zawiązania dawnych stosunków, tylko tak — dobréj przyjaźni, i gdyby się co trafiło przepisywać dla księcia.
Z tego rozśmiała się panna Józefa i poszła.
Baczna na wszystkie ruchy męża, Adolfowa, która nie wiedziała o powrocie markizowéj, śledząc podejrzanego, trafiła na tropy.
Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/502
Ta strona została skorygowana.