do hr. Lamberta. Mąż — zapewne uprzedzony co miał czynić — wysunął się pod jakimś pozorem.
Pani Zdzisławowa zdawała się zapominać o przeszłości zupełnie, nie mieć żalu ani gniewu, grzeczną była i czułą.
— Nie uwierzysz hrabio — odezwała się — jak mnie boli to, że coraz, coraz większą i jawniejszą nam okazujesz obojętność. Wiem czemu to przypisać, mam jawną nieprzyjaciółkę w téj, która jest jego — przyjaciołką najlepszą.
Proszę mi nie przerywać — dodała widząc poruszenie Lamberta, chcącego zaprotestować — muszę raz się wyspowiadać....
Mam tyle obowiązków dla ich domu, tyle wdzięczności, tyle przywiązania, a ludzie gotowi sądzić, że mnie hrabia liczysz do swych nieprzyjaciół.
Mąż mi powiadał, mówiła żywo daléj, że przyczyną, dla któréj nie mamy nigdy szczęścia widywać go u nas — jest ta biedna Marta. Ale ja przez cześć dla pamięci hrabiny Laury nią się zaopiekowałam: to biedna, bardzo biedna, dziecinna, rozpieszczona, ale dobra istota....
Dotąd mówił przezemnie egoizm panie hrabio — dodała — teraz odezwie się cześć dla domu waszego. Wiem, że się pogniewasz na mnie, ale, na Boga — ta niezmierna przyjaźń dla księżny Elizy.... czyż hrabia nie widzisz, że ona
Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/520
Ta strona została skorygowana.