jeszcze tę nieszczęsną Elizę, do któréj i ja miałam słabość! Powiadają, żeś ty tam codziennym gościem, że nie tylkoś z nią nie zerwał....
— Dla czegoż miałem zrywać? żywo i gorąco począł hrabia. Kochałem ją, kocham, ale en tout bien tout honneur, na to daję cioci słowo. Żadnych innych nie mam stosunków nad te, których świadkiem może być świat cały.
— Wierzę ci, ale świat jest paskudny — mówiła stara, — świat jest posądzający, i gdy mu się kto przyznaje do przyjaźni, on się domyśla więcéj daleko. Jeżeli ty ją rzeczywiście kochasz i szanujesz, dla niéj saméj powinieneś....
— Niech mi ciotka wierzy, że tę ofiarę bym uczynił, gdyby nie ona.... rzekł Lambert. Jąby więcéj kosztowało opuszczenie, niż dziś obchodzi potwarz....
Westchnęła stara.
— Więc dobrze, rzekła: żeńże się, żeń, to ludziom zamknie usta! to im odejmie pozór. Uwierzą może w przyjaźń.
— Niechże mi ciocia da żonę!
— A! zapewne! ofuknęła stara: nikomu w świecie jéj nie stręczyłam nigdy, a tobie! — tobiebym nie radziła, chyba taką, którąbym sama wyhodowała. A, i tak! i tak!
Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/523
Ta strona została skorygowana.