Stara spędziła noc na wzdychaniu bezsenném i namysłach.
Nie pozostawało jéj nic nad ożenienie Lamberta — z kim?? nie wiedziała sama. Swatanie zresztą było dla niéj tak wstrętliwém, że nawet wybawienie rodziny nie mogło jéj do niego nakłonić.
Chorą wstała nazajutrz stara, a tak smutna, że Aniela, która przybiegła z rana, poznała z twarzy jéj, z mowy, iż to, na co liczyła tak wiele, zawiodło.
Kasztelanicowa jednak ani się zwierzać, ani żalić nie chciała; na kilka pytań rzuconych zręcznie, odpowiedziała ogólnikami. Milczenie było znaczącém; domyśliła się pani Zdzisławowa, co się w niém kryło.
— Pani tu u nas dłuższy czas zabawić powinna, rzekła. W Zagórzanach niekoniecznie jéj bytność potrzebna, a tu — bardzo, bardzo będzie pożyteczną...
Od razu się twierdzy nie zdobywa, wyłomu jednym zamachem zrobić nie można....
Pani u nas mieszkając, możesz samą przytomnością swą zaradzić wiele złemu.
Rada była w istocie tak przekonywająca, że kasztelanicowa westchnieniem tylko na nią odpowiedziała.
Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/528
Ta strona została skorygowana.