Pułkownik Leliwa szedł spokojnie ulicą, wpatrując się w ołówkiem pisaną notatkę przypadających na dzień ten interesów i wizyt, gdy spotkał się z jadącym amerykanką Zdzisławem.
Syczenie i wołanie kazało mu się zatrzymać. Podszedł do powozu z wolna, chociaż z tym panem teraz dosyć był zimno, więcéj się przechylając na stronę hr. Julii i jéj córki.
Zdzisław przeciwko zwyczajowi swojemu miał twarz seryo i nachmurzoną, pochylił się do Leliwy i zapytał:
— No, cóż wy na to?
— Hę? na co? odparł Leliwa, chowając swą do kieszeni notatkę, na któréj stał razem ser szwajcarski, krawiec i książę Ignacy....
— Cóż? nie wiesz nic?
— Ba?? Wiem wszystko — odezwał się obojętnie stary, — ale nie mogę odgadnąć o co idzie?
— Ale o historyę tego księcia Adama, który nagle — zmartwychwstał.
— Hę! zmartwychwstał?? co to jest? odparł Leliwa. Pozawczoraj byłem u księztwa, wiecie jak jestem u nich.... ale ani o śmierci, ani o zmartwychwstaniu nie wiem wcale. Cóż to za zagadka?
Zdziś oddał groomowi cugle i wysiadł z amerykanki.
Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/535
Ta strona została skorygowana.