— Wiem, wiem, wtrącił Adolf, powinienem teraz żyć o suchym Chlebie, pracować, myśleć o sobie i tam daléj, et caetera!! Szkoda, że mnie Pan Bóg do tego nie stworzył!...
Dasz mi ty pieniędzy czy nie?... dokończył Adolf.
— Nie, bo ich nie mam, odpowiedziała Aniela — dosyć tego.
— Zatém, choćbym teraz w błoto wpadł po szyję, ratować mnie już nie będziesz? spytał Adolf.
— Ale pókiż ty zawsze ratować się każesz drugim? zawołała Aniela. — Dolciu! przecie masz nadto rozsądku, ażebyś nie widział ohydy tego, co robisz?
— Powiadam ci, żem nie przyszedł po nauki moralne, ale po pieniądze. Dasz czy nie?
Aniela z gniewu, troski, niepokoju — rozpłakała się. Łzy były całą jéj odpowiedzią. Pan Adolf zobaczywszy je, już musiał być pewien, że otrzyma po co przyszedł; twarz mu się nachmurzona wypogodziła.
— No, wypłacz się, dodał szydersko, i weź kluczyk od biurka. Potrzebuję dla wykupienia się z kozy pięćset złotych, o resztę już się postaram. Executez vous de bonne grace. Jeżeli nie masz swoich, pożycz w kassie — to proste jak...
Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/54
Ta strona została skorygowana.