ku jego płacząc, i ledwie matka potrafiła ją zbolałą odciągnąć od niego, uwożąc do siebie.
Przez cały dzień ten pani Zdzisławowa siedziała w salonie swym na kanapie, blada i wyczekująca. Byłaby dała wiele, ażeby książę mógł być ocalony.
Wieczorem z wolna otwarły się drzwi i wszedł Zdzisław nachmurzony. Stanął przed żoną.
— Umarł, rzekł krótko — umarł.... a Jeremiemu resztę ucha musiał doktor obciąć — i tak się wszystko skończyło....
Aniela nic nie odpowiedziała. Ściskało się jéj serce od gniewu i niepokoju. Chociaż pewna była energii kasztelanicowéj, trwoga ją jednak ogarniała....
Kilkanaście dni upłynęło po pogrzebie; staruszka nie śmiała jeszcze w rozmowie z Lambertem dotknąć przedmiotu draźliwego, patrzała mu w oczy, usiłowała myśli odgadnąć, widziała go pogrążonym i smutnym a milczącym. Był jednak spokojny, i nie postrzegła na nim śladów téj walki wewnętrznéj, którą się niepokoiła.
Codzień prawie przyjeżdżała Aniela z zapytaniem:
— A cóż? mówiła pani z nim?
— Nie jeszcze — nie mam odwagi....