— Przyznaję to — i widzę.... żem do niczego, rzekł Lambert; ale niech mi ciocia da zwalczyć najprzód smutek i ból, potém wszystko się odmieni.
— Lękam się, żebyś na pociechę w smutku tym nie zaczął marzyć — mówiła stara — i nie snuł niemożliwych planów przyszłości. Wiesz, kochany Lambercie, jak twoja matka była przeciwna pewnym twoim.... marzeniom, jak ja też jestem im nieprzyjazną.... Teraz właśnie, gdy pozornie one się łatwiéj dałyby przyprowadzić do skutku — drżę, abyś nie zapomniał obowiązku poszanowania ostatniéj woli matki.
Gdy to mówiła, hrabia stanął i słuchał z uwagą, zasępiony, skłonił głowę, przeszedł się po pokoju i rzekł:
— Nie tykajmy tych draźliwych rzeczy, ciociu — nie ma żadnego dotąd niebezpieczeństwa.
Kasztelanicowa poszanowała boleść i zamilkła zaraz.... Lambert długo się namyślał, potém wyszedł dać jakiś rozkaz służącemu — powrócił i siadł przy staruszce.
— Muszę cioci brzydką historyę opowiedzieć, rzekł z rezygnacyą — naostatek trzeba, abyś ją wiedziała. Zaczęło się to bardzo, bardzo dawno, kiedym ja chodził jeszcze w spencerku. Aniela była naówczas bardzo ładną dzieweczką, a ja bardzo głupim chłopakiem, ona skry-
Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/547
Ta strona została skorygowana.