Unikając zwrotu do draźliwego przedmiotu, Lambert wtrącił żywo.
— Teraz gdy byłem zmuszony zdradzić przed ciocią tajemnicę, któréj zachowania przez nią jestem pewien — proszę niech ciotka przypatrzy się i przysłucha Anieli, a poczuje to tętno, którego bicia wprzódy nie rozpoznawała.
Pocałował w rękę staruszkę i wyszedł śpiesznie.
W kilka godzin potém nadjechała pani Zdzisławowa, i pierwszém pytaniem jéj było, jak zwykle:
— Mówiła z nim pani?
Kasztelanicowa spokojniéj i chłodniéj daleko niż wprzódy, odparła:
— Mówiłam, możemy być spokojne, nie ma niebezpieczeństwa.
Błysk oczu Anieli i wyraz jéj twarzy mówił, że się zadawała zapewnieniu temu nie wierzyć.
— A! czy się tylko pani nie łudzi, czy on słówkami dwuznacznemi nie uwodzi? O ile szanuję i mam największą cześć dla charakteru hrabiego we wszystkiém, o tyle w téj sprawie mu nie wierzę. Gotów jest nawet.... nie powiedzieć prawdy.
— O! odparła z dumą chłodną kasztelanicowa: można mu zarzucić wiele, ale fałszu — nigdy. To za nadto!
Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/550
Ta strona została skorygowana.