pomocy potrzebowała, Aniela spojrzawszy na nią, posądziła, że z jakąś prośbą przychodzi.
— Pewnie Adolf znowu coś spłatał, rzekła — i jakiś kłopot mieć musisz.... widzę to z twarzy.
— Na tém mi nigdy nie zbywa, odparła witając się bratowa — ale dziś mnie co innego tak zasmuciło....
Siadła postękując.
— Cóż, może ci Basia chora?
— A! nie! zdrowa, dzięki Bogu! co innego na sercu mam.
— Mówże, — lżéj ci będzie....
Siennicka zdobyć się nie mogła na słowo.
— Może ja plotkę ci tylko przynoszę, może to bajka — odezwała się — ale przestrzedz trzeba....
— Cóż to takiego? o kogo idzie?
— O hrabiego Zdzisława!
— O mojego męża!
Aniela się śmiać zaczęła.
— O niego! A! bądźże spokojna! Cóż on tam zbroił? Pewnie jaka wieczerza z panienkami!
Ruszyła ramionami wzgardliwie.
— Ja tam o takie głupstwa nie dbam, tak znowu zazdrosną nie jestem.
— Ale tu nie o takie bałamuctwo chodzi — przerwała bratowa — o coś ważniejszego.
Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/565
Ta strona została skorygowana.