Zręcznie wymyślona bajka, zapewne przez hrabinę samą, przyjęła się jako wersja najprawdopodobniejsza. Według niéj pani Marta miała wyjechać z metrem muzyki, a uproszony przez księcia i przez Anielę Zdzisław pogonił za nimi, aby nieszczęśliwą starać się ocalić....
Rola ta obrońcy, choć Zdzisławowi nie bardzo była do twarzy, miała choć cień jakiś prawdopodobieństwa.
Tegoż dnia dom i służbę, która się zaczynała rozprzęgać trochę, pani Zdzisławowa chwyciła w silną dłoń, i natychmiast wszystko weszło w karby.
Z wypogodzonéj wprędce twarzy w parę dni nic już wyczytać się nie dawało oprócz pewności zupełnéj siebie i wiary w swą siłę. Stara hrabina, pan Stanisław ojciec, albo siedzieli u niéj, lub ona ich się trzymała. Listu od Zdzisława nie było żadnego, wiadomości najmniejszéj, z poszlak i posłuchów można było wnosić, że oboje udali się do tego Paryża, w którym, jak w morzu, najłatwiéj jest utonąć niepostrzeżonym.
Znając interesa mężowskie, Aniela wnosiła, że wielkiego zapasu pieniędzy nie mógł mieć przy sobie, ani w nocy do bankiera się udać, musiał więc wkrótce pisać o nie. Z biura Rosenów odebrała też wiadomość wkrótce, że hr. Zdzisławowi żądaną summę do Paryża wysłano.
Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/576
Ta strona została skorygowana.