— Przyjdzie i do tego, że coś dla was zrobi — rzekł Leliwa. Rozumna kobieta! O! głowa nie dla proporcyi!
— A co nam z tego? stęknął brat.
— Ba! gdyby nie ta głowa, nie miałaby téj pozycyi w świecie, mówił stękając i biorąc się za nogi gospodarz. Zawsze to piękna rzecz mieć rodzoną siostrę na takiéj wysokości!
Westchnął Adolf.
— Możeby i hr. Lambert, który dawniéj dosyć nam był przychylny, coś dla synka naszego zrobił, do chrztu go trzymając. Pułkownikowi wiadomo, że po śmierci hr. Laury moja siostra dostała dwakroć — a ja figę.
— Widać, że takie twoje przeznaczenie mój panie Adolfie, grzecznie wyraził się pułkownik. To darmo! z losem swym nikt walczyć nie może, bo mu rady nie da. Trzeba tylko statkować, to i on się namyśli poprawić.
— Hrabia Lambert? podchwycił Adolf.
Leliwie oblicze spoważniało.
— O hrabi Lambercie nic nie wiem — rzekł stękając. Wyjechał był najprzód przeprowadzając ciotkę do Zagórzan, no i tam kilka miesięcy polował, czytał, odpoczywał. Potém podobno majątki objeżdżał i rozpatrywał się w nich. Do miasta już nie zajrzał, i tu o nim głucho.
Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/582
Ta strona została skorygowana.