— Moja żona słyszała, odezwał się Adolf — jakoby tam kasztelanicowa jakieś małżeństwo dla niego miała przygotowane....
— Wątpię, aby co z tego było — dodał Leliwa. Ja słyszałem także, że mu swatali kuzynkę, piękną pannę i bogatą, dobrze wychowaną, ale mu się nie podobała, czy on jéj, i miało to spełznąć podobno.
— A czasby mu było się ożenić — dodał Adolf.
— I bardzo — począł pułkownik, który mówić lubił, — lat ma dobrych trzydzieści i kilka, choć ich na nim nie znać. Nudzi się, nie wie [co] robić, a ożenić się raz przecie musi, więc lepiéj za wczasu, póki jeszcze nie skwaśnieje.
— E! dawnoby pewnie sobie znalazł kogoś, śmiejąc się rzekł Adolf, — gdyby się nie zakochał, jak pułkownikowi wiadomo, w téj hrabiance, co za księciem była i owdowiała. A!! śliczności kobieta!
Spojrzał Leliwa na mówiącego, posłyszawszy pochwałę, oczyma melancholicznemi.
— Ona, matka, babka — rzekł — wszystkie takie piękne, żywe, dowcipne były! Rodem kurki czubate. A ta ostatnia bodaj wszystkie przeszła urodą i rozumem! I nie ma się co Lambertowi dziwować, że się w niéj kochał, bo ktoby dla niéj nie oszalał! Nieszczęśliwa kobieta....
Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/583
Ta strona została skorygowana.