— Ale ba! gdzież ich szukać? mówiła Siennicka. Zdzisławowa męża niańczy i pilnuje, aby się jéj nie wyrwał — a hr. Lambert, Bóg święty raczy wiedzieć, wędruje gdzieś — ani słychu.
Gertruda się uśmiechnęła z lekka.
— A ja myślę — rzekła, — że on się tu powinien zjawić w Warszawie, i to nie zadługo.
— Zkądże ty o tém wiesz? z czego wnosisz? pytała Siennicka.
Na zapytanie to wahała się trochę z odpowiedzią i namyślała panna, a gdy Klara już wnosiła kawę, ustawiając ją, rzekła od niechcenia:
— Przechodząc około pałacu, uważałam tam ruch jakiś. Skorciało mnie zapytać, czy się kogo spodziewają? i szwajcar mi powiedział:
— „A państwa!“
— Jak to? państwa? podchwyciła Siennicka.
Dziwnie się ciągle uśmiechała Gertruda.
— Albo ja wiem co to miało znaczyć? Może znowu ma przybyć z kasztelanicową?
— Gdzie zaś! ta chora! o tém wiem, wtrąciła Adolfowa.
— No — rzekła figlarnie Gertruda — to chyba się nareszcie Lambert ożenił....
Tak jakoś to mówiła tajemniczo, zagadkowo, iż można ją było posądzić, że wiedziała o czémś, czego zdradzać nie chciała.
Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/590
Ta strona została skorygowana.