— A krople amerykańskie Majewskiego? trzeba było wziąć ich, to jak ręką ujmuje!
I zaśmiała się, bo śmiech był widocznie jednym z jéj środków konwersacyjnych, a ciągnął za sobą i odsłonienie bardzo pięknych zębów białych, które pewnie nigdy żadnych kropel nie potrzebowały.
Referent, jak gdyby towarzystwo pana Adolfa było dla niego nie do zniesienia, poruszył się z miejsca, szukając kapelusza.
— Cóż to? cóż to? zaraz dadzą herbatę i przekąskę! Niech pan nie odchodzi! zawołała piskliwym głosikiem gospodyni. Ale, proszęż pana.
— Słowo daję, że muszę, odezwał się kwaskowato referent, spoglądając na Adolfa z ukosa. Mówiłem pani, że nie mam czasu...
Coś niedosłyszanego szepnęła gospodyni wybierającemu się, ale to go nie powstrzymało... Skłonił się z lekka panu Adolfowi, którego za rękę ciągnęło dziecko, i wyszedł. Gospodyni go przeprowadzała do przedpokoju. Gdy się drzwi za nim zamknęły, pan Adolf trochę pogodniéj spojrzał, ale śmiejąca się gosposia wróciła kwaśna.
— Cóż to? pani gniewa się, widzę, na mnie, żem referenta przepędził? odezwał się Adolf.
— A pewnie! rzekła siadając w krześle gospodyni, i gniewnie poczęła dziecko musztro-
Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/70
Ta strona została skorygowana.