— Co robić! taki los Pan Bóg dał — nie wykręcić się z niego...
Popatrzała na Adolfa, który w istocie tragiczną miną mógł litość obudzić, drapował się w nieszczęście swoje.
— Ze mną gorzéj, dodał, bo ja ani pieniędzy nie mam, ani nawet mieszkania porządnego... Pani mi odmawiasz tych dwóch pokojów a mnie na bruk wyrzucą.
— A któż temu winien? odparła wdowa. Niby ja nie znam kieszeni pana Adolfa jak swojéj, ile masz pensyi i co daje panna Aniela? Z tego, gdyby nie romanse za kulisami ze statystkami, gdyby nie Dolina, nie Saskie Kępy, nie surduciki drogie, nie różne bałamuctwa, możnaby się ślicznie utrzymać. Hrabina opuściła pana i hr. Lambert nie pomaga; ale — czemu? bo widzieli, że to wszystko na nic się nie zdało...
— Coś młodości trzeba przebaczyć — mruknął Adolf.
— Widzi pan, że ja przebaczam wszystko, dodała Berta — że chcę jego szczęścia, ale panu takie przy krupniczku domowe szczęście zgrzebne nie smakuje... Napatrzył się pan, nawąchał przysmaków pańskich, myślisz sobie, że jako krewnemu ich, one mu też należą!! To wychowanie hrabskie pana zgubiło.
Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/77
Ta strona została skorygowana.