— No — pij pan i rozchmurz się...
— Dobrze pani tak mówić! mruknął Adolf. Mogłabyś mnie pani ocalić, choć na jaki miesiąc dając mieszkanie na dole... Stoi pustką, a i téj łaski się doprosić nie mogę.
— Nie — tego nie uczynię, odrzekła wdowa stanowczo. Nietylko referent by dał za wygrane, ale ludzieby mnie wzięli na języki. Nie mogę...
— Niekoniecznieby o mnie wiedzieć musieli — rzekł Adolf...
Rusińska, która dziecku zawiązywała serwetkę pod szyję, potrzęsła głową.
— Sekretów ja nie lubię — rzekła... To jeszcze gorsze niż co innego... Nie — nie...
Mam w domu ze dwieście złotych; chcesz, to sto złotych dam... Będzie razem już sześćset....
Adolf podniósł głowę.
— Oddam wszystko — odparł, — a teraz i nie wezmę, i nie potrzebuję. Co się ma ze mną stać, niech się stanie!
Wyrzekł te słowa tajemniczo i groźnie, jakby zamierzał spełnić coś strasznego. Na wdowie zrobiło to wrażenie... Aby je powiększyć, pan Adolf wnet jakąś rozpaczliwą wesołość przybrał i począł się uśmiechać...
— Rzecz skończona, rzekł — niech choć ten wieczór ostatni wesoło się spędzi...
Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/79
Ta strona została skorygowana.