Więcéj panu powiem: matka ją kocha, a nie wie co w niéj jest! ojciec nie zgadnie... nikt!
— Cóż to, sfinks jakiś, rozśmiał się Adolf.
Rusińska pokiwała głową.
— Panna Eliza, rzekła — więcéj tam w tym domu warta głową i sercem, niż oni wszyscy, a jak się jéj głowa i serce obrócą, Bogu jednemu wiadomo... Żeby Lambert się z nią miał ożenić — nie wierzę — dodała.
— Czemu spytał Adolf.
— Zakochać się może — odparła, ale przeciw woli matki nie pójdzie, a matka, rozumna kobieta... będzie wiedzieła jak przeszkodzić. Wręcz nie zabroni... ho! ho!... Zakochać się może — mówiła daléj wdowa — panna piękna jak anioł i gdy zechce! Ale kochać się a żenić, panie Adolfie — to dwie rzeczy różne.
Nieprawdaż? szczerząc ząbki perłowe zapytała Rusińska. Pan to podobno najlepiéj wiesz!
Westchnął pan Adolf...
Po małym przestanku pani Berta wróciła do wizyty swojego faworyta u hr. Julii.
— Powiadasz pan, że pułkownik go zaprowadził do hrabiny? Tak pewnie w przedwieczornéj godzinie, do małego saloniku! Nieprawdaż.
Zaczerwienił się Siennicki.
— Cóżby to znaczyć miało? zapytał.
Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/82
Ta strona została skorygowana.