Strzelając niby obłąkanemi oczyma wstał p. Adolf, tarł swe piękne czoło i odrzucał czarne włosy.
— Jeszcze słówko — odezwał się — nie prosiłbym i nie poniżał się, ale jestem w położeniu krytyczném. Nie przyjmujesz mnie pani, pozwól mi złożyć moje rzeczy na dole...
Smutnie tym razem rozśmiała się wdowa.
— A do rzeczy tych będziesz pan przychodził — rzekła — trudno tego zabronić!!... Ja i rzeczy, i pana przyjmę, dodała spoglądając na niego, tak, mam nieszczęśliwą słabość dla pana, ale dawaj na zapowiedzi! Zgoda. Będzie bieda, zniosę ją dla niego... Co robić!
— Podała mu rękę. — Siebie i dziecka dla fantazyi uboga kobieta poświęcić nie może. Wielkiéj paniby to uszło, mnie okrzyczą za — nic potém. Nie, panie Adolfie... Podzielę się z tobą czém mam.
— Ja nic nie chcę! zawołał obrażony młodzieniec patetycznie — nic! nic! i żegnam panią.
Wdowa pobladła i zdawała się wahać, szczęściem zawołała na nią Basia, zwróciła się ku dziecku i nie odpowiedziała na pożegnanie tylko głowy skinieniem.
Gdy nieszczęśliwy młodzian, wolnym krokiem, w nadziei, że przywołany być może, kierował się ku przedpokojowi, wesoła wprzó-
Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/85
Ta strona została skorygowana.