Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/107

Ta strona została skorygowana.

ma, ani przeciwko żadnéj narodowości. Człowiek uczciwy i sprawiedliwy, spokojny...
— Tak — rozśmiał się Frejer ze złością, która go opanowała, słysząc te pochwały. — Tak, dla was jam winien wszystkiemu, a on baranek jest. Mówicie, że przeciwko Niemcom nie ma nic? Popytajcie, czy kiedy wywiesił chorągiew, obchodził nasze narodowe dni pamiętne? On tylko o sobie i swoich myśli...
— Bo musi się bronić, gdy go ze wszech stron oblegają i napadają, a chcą mu wydrzéć, co ma najdroższego... Kto się urodził Polakiem, czy Niemcem, ma prawo nim zostać do śmierci.
— Dobry z waćpana patryota! — zawołał Frejer — ale szczęściem, nie wszyscy do was podobni, bo-by Polacy nas w kaszy zjedli...
Solinger poruszył głową, ale bez najmniejszego gniewu.
— Potrzebni są u nas tacy pewnie, co, jak wy, podbudzają — rzekł — ale i bez takich, jak ja, co hamują, nie obejdzie się. Na krzyku i hałasach, na sporach i wojnie, nie zyskamy nic, a nienawiść ku sobie obudzimy. Przeczytaj waćpan Szyllera i wczytaj się w niego: — należy kochać ludzi, nie patrząc na ich barwą.
— Brednie! — podchwycił Frejer — ja wiem, że dawnośmy te marzenia porzucić byli powinni. Ta wasza polityka dobra dla panienek i starych dewo-