Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/111

Ta strona została skorygowana.

ja, siedzą z temi zasadami wysoko, a tacy, jak wy, w Moabicie...
— Słuchaj, Frejer — rzekł, trzymając się na wodzy Solinger — nie wiem, zkąd ci się wzięło publicznie do mnie się tu przyczepić, aby mi wypowiedzieć wojnę... Mogę ci to przebaczyć, jeżeli jesteś po wódce i piwie...
Bilardowi gracze, którzy ich kołem otaczali, śmiejąc się i poklaskując, dali brawo Solingerowi, co Frejera do wściekłości pobudziło.
— Słuchaj, Solinger! — krzyknął — ja ci tylko to powiadam, że twojego przyjaciela z Lubachówki wypędzę, a ciebie się postaram dać mu za towarzysza. My tu ani Polaków, ani takich, jak ty, Niemców, nie potrzebujemy.
To mówiąc, odwrócił się tyłem, Frejer, czapkę na głowę nacisnął i ręce do kieszeni włożywszy, łokciami roztrącając gości, co się skupili koło nich, wyszedł, przeprowadzony śmiechem. Siadł na bryczkę i pojechał do domu.
Solinger siadł, ocierając pot z czoła, i po cichu zapytał Plowego:
— Co mu się stało? Pijany był?
— Jako żywo! — rzekł stary urzędnik, odlewając znowu sok z fajki, z flegmą i wielkim spokojem. — Tyle lat żyjecie obok siebie, a waćpan nie znasz Frejera? Słychać, i nie tajna to, że się gotuje prawo jakieś przeciwko polskim kraju tego mie-