Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/120

Ta strona została skorygowana.

— Naszych! rodzin! — powtórzył z sarkazmem. — Ja tu nic naszego nie widzę. Wychodząc za mnie, musiałaś się wyrzec wszystkiego, co-by nie było niemieckiém.
— Nie posądzasz mnie, abym interesa twe zdradzała — przerwała dumna kobieta — ale mi wolno choć zapłakać nad losem ludzi, z którymi mnie wspólne łączy pochodzenie.
— Jesteś pobożną — gorąco wtrącił Robert — pozwól sobie przypomniéć, że pismo święte nakazuje żonie iść za mężem, a wyrzec się ojca i matki.
— Zdaje się, iż nakazowi temu uczyniłam zadość — zimno odezwała się Marynka, chcąc odejść. Zatrzymał ją mąż.
— Jeżeli to prawo nowe takie na tobie ma czynić wrażenie, iż-byś mogła zdradzić się sympatyą dla Polaków... czy nie lepiéj-by było odbyć teraz tę podróż do Włoch, któréj życzyłaś sobie...
— Dziękuję ci; podróży nie pragnę; zostanę w domu.
— Jeszcze słowo — odezwał się mąż — i jedna prośba. Niewątpliwie Polacy, którzy wszelkich środków używać zechcą dla swéj obrony, mogą trafić i do ciebie. Muszę zapowiedziéć ci, że napróżno-by było zwracać się do mnie z czémkolwiekbądż, tyczącém tych praw i ich wykonania... Choćby szło o rodzonego ojca twojego, nie uczynię kroku żadnego.