Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/121

Ta strona została skorygowana.

Z zapłonioną twarzą Marynka obróciła się ku niemu.
— Byłam o tém przekonaną, że nic-bym prośbami memi nie zyskała — odezwała się — prosić téż nie myślałam; ale gdyby ojca mojego w istocie dotknąć miało prześladowanie... podzielę je z nim.
Robert stał milczący, — nie spojrzawszy na niego, wyszła.
W ciągu długich lat pożycia, Robert się zupełnie ubezpieczył, iż nie znajdzie w żonie oporu; zdawało mu się, że walka z nią szczęśliwie została dokończoną. Nowe prawo wcale go w początkach nie trwożyło; nie przypuszczał, aby ono go dotknąć miało. Przypadek dopiéro na myśl mu przywiódł, że teść jego był przybyszem z Królestwa i ulegał prawu, które z surowością nieubłaganą zastosowane być miało.
W podanych sobie notatkach znalazł imię to wymienione na liście proskrypcyjnéj. Zdaje się, że ci, co je na niéj pomieścili, przewidywali, iż je wymazać może być potrzeba, dodając uwagi i względy, dla których stary Lubachowski mógł pozostać nietkniętym.
Ale właśnie dlatego, iż był jego teściem, że jawne było-by pobłażanie, Robert postanowił wcale się w to nie wdawać i pozostawić prawu wolny przebieg we wszystkich następstwach jego.
Zapowiedź żony, iż podzieli los ojca, znajo-