Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/124

Ta strona została skorygowana.

żądane objaśnienia w sprawie, tak żywo go obchodzącéj.
Lękał się każdego wejrzenia obcego człowieka, posądzając, że ono w nim czytać musi. Potrzeba było ułożyć twarz obojętną i dumną.
Po krótkiéj chwili namysłu, tekę kazał złożyć na biurku, oświadczając, że pilniejszą ma pracę.
Usiadłszy w krześle, długo pozostał nieruchomym, nie śmiejąc tknąć papierów. Pot sączył mu się z czoła, pierś oddychała, ciężko uciśniona.
Gwałtownie pochwycił wreszcie tekę, rozerwał okładki i począł się w niéj grzebać. Osobny arkusz poświęcony był Lubachówce. Frejer i Brause dostarczyli materyału... Począwszy od starego Lubachowskiego, wszyscy, osiedli tu, podlegali prawu proskrypcyi — nie pozostał ani jeden. Stary, gospodyni jego, Dydaś, Chodzibój, a nadewszystko żona jego, przeznaczani byli, nietylko jako ludzie, ulegający wygnaniu, ale jako indywidua niebezpieczne, dla których-by bodaj osobne prawo stworzyć było potrzeba, aby się ich pozbyć.
Kartę tę Robert raz i drugi odczytał, chcąc ją sobie dobrze zapisać w pamięci, i wsunął napowrót do teki.
Gdy się to działo w gabinecie głowy domu, żona jego chodziła po swym pokoju i, stając przed zwierciadłem, sama znajdowała, że twarz jéj nadała-