Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/126

Ta strona została skorygowana.

— Dzienników nam nie dają — rzekł Juliusz powoli, wpatrując się w zmienioną twarz matki. — Nie bardzo mnie téż one obchodą... Dzienniki kłamią...
— Nie słyszałeś więc i o nowém prawie przeciwko Polakom? — spytała matka.
— Cóż mnie oni obchodzą? — wtrącił obojętnie Juliusz.
— Twoja matka jest Polką...
— Była — poprawił Juliusz z uśmiechem.
— Twój dziad a jéj ojciec, jako Polak, może być wygnanym...
— Polacy więc musieli coś przewinić przeciwko nam — rzekł Juliusz.
Matka znalazła się po téj krótkiéj rozmowie tak daleko od dziecięcia, iż jéj to usta zamknęło. Juliusz stał przed nią, nie okazując najmniejszego wzruszenia.
Oczekiwał napróżno, aby mówiła daléj — odeszła, jakby zagniewana. Chłopcu zrobiło się przykro, ale rozmowy nanowo zawiązać nie śmiał.
— Ojciec zapewne czeka na ciebie — odezwała się po milczeniu znaczącém. — Nie chcę, aby mnie posądził, iż cię jemu zabrałam.
Juliusz zawahał się, obejrzał; ale nawykły do spełniania rozkazów, nie sprzeciwiając się woli matki, wyszedł.
W godzinę może, z ogrodu, w którym palił swo-