Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/132

Ta strona została skorygowana.

zumieniu z ojcem z powodu dziada naszego? — wtrącił Juliusz.
— Dowiedziałem się od niéj o tém smutném prawie — odparł Grześ — ale mi się ono w głowie nie mieści. Jak to może być, ażeby niewinnych ludzi prześladowano?
— My o tém sądzić nie możemy — rzekł Juliusz. — Matka płacze, ale ojciec wié, jak ma postąpić, i my powinniśmy mu być posłuszni.
— Wolno mi przecież miéć mój własny rozum i serce — zawołał Grześ. — Oboje przemawiają za dziadem i za matką. Dziad stary, nie zawinił nic... Matka go opuścić nie może, a ja matki...
Juliusz, który się przechadzał po pokoju, stanął, szydersko się wpatrując w brata.
— To mi dopiéro filozof! — zawołał. — Dla mnie bliższy ojciec, aniżeli dziad. Jesteśmy Niemcy; nasz patryotyzm nakazuje stawać przeciwko Polakom, choćby i przeciwko dziadowi, jeśli on się do nich liczy.
— I przeciw rodzonéj matce? — dodał Grześ.
— Ty mnie myślisz uczyć? — wyrwało się gniewnie Juliuszowi.
— Ja się pytam tylko — rzekł Grześ spokojnie. — Matkę widzę we łzach...
— I mnie jéj żal — począł Juliusz — ale ojciec jeden rozkazywać tu ma prawo.
— Ja mu go nie zaprzeczam, — z energią ode-