Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/133

Ta strona została skorygowana.

zwał się Grześ — ale gdy idzie o matkę, choćby przeciwko niemu stanę przy niéj. Wiem, że ty, Juliuszu, zupełnie się zaparłeś pochodzenia polskiego i nie masz przywiązania, ani poszanowania dla narodowości, do któréj po części należysz; ja zarówno się czuję Polakiem, jak Niemcem, i u mnie kto uciśniony i słabszy, ten zasługuje na współczucie:
— Bardzo to śliczne, — rzekł Juliusz, — tylko są to, z pozwoleniem, babskie sentymenta... a ja się czuję równie mężczyzną, jak Niemcem...
Grześ zmierzył go od stóp do głów oczyma, i spojrzawszy na zegar, odezwał się:
— Czy nie czas na teatr?
Juliusz tą odpowiedzią prawie obrażony, rzekł wzgardliwie:
— Cóż to, nawet nie raczysz ze mną się rozprawić?
— Bo się kłócić nie mam ochoty — odparł Grześ. — Nie przekonam cię, a narażę się. Nie miałem nigdy szczęścia zasłużyć na miłość u ciebie, nie życzę sobie nienawiści.
Juliusz głową przerzucał z ramienia na ramię.
— Filozof! filozof! — zawołał, — a w dodatku sentymentalny. Chociaż od młodszego, rad-bym się nauczył, jak mam postąpić. Za ojcem iść, czy za matką, jeżeli oni się nie porozumieją?
— Iść za sercem, — odparł Grześ — padnijmy ojcu do nóg i prośmy go, aby matce nie zadawał bo-