Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/135

Ta strona została skorygowana.

matki, ale razem litował się nad nim i dumny był tém, że szedł z ojcem, którego rozum wydawał mu się w téj sprawie panem i sędzią jedynym.
— Matka popłacze, — mówił do siebie, — ale nie będzie śmiała się opiérać. Przecież domu nie opuści i nie zechce wywołać skandalu... To nie może być... Grześ tylko się ojcu narazi niepotrzebnie.
Ze swojéj strony młodszy potępiał Juliusza...
— Buntu przeciwko ojcu nie potrzebuje podnosić, — rzekł w duchu, siadając razem z bratem do dorożki, która ich wieźć miała do teatru, — a odmówić jéj wstawienia się za dziadem... to się nie godzi.
Jadać, milczeli oba, ale umysły pracowały, i spotkanie to, zamiast ich ku sobie zbliżyć, zraziło.
— Juliusz ma już wszystkie przymioty i wady żołnierza, — rzekł Grześ, — u niego posłuszeństwo wszystkiém, a uczucie niczém. Niech-że z Bogiem idzie sobie z ojcem, ja pójdę z matką.
Po wyjeździe synów, chociaż mogło się widziéć z sobą małżeństwo, ani Robert, ani żona, nie chcieli zejść na herbatę. Ona kazała ją sobie podać do swego pokoju, a on przyjmował kilku gości.
Pomiędzy nimi byli i tacy, którzy życzyli sobie coś się od wysoko położonego urzędnika dowiedziéć. Treuberger zbył ich, nie dopuszczając rozpraw w tym przedmiocie.
Nazajutrz synowie przyszli razem oba na pożegnanie do ojca, ale ten, wyszedłszy do nich, nie