Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/136

Ta strona została skorygowana.

odezwał się już nic o tém, po co ich powoływał do siebie. Grzesiowi surowo zalecił gotować się do examinów; Juliuszowi przypomniał, ażeby długów nie robił i z lekkomyślną młodzieżą majętną nie zawierał przyjaźni kosztownych.
Wyposażeni tak na podróż, poszli potém do matki, ale ta łzy tylko miała na pożegnanie i błogosławieństwa dla obu. Juliusza nawet uściskała goręcéj, bo się mniéj spodziewała jeszcze go raz do serca macierzyńskiego przycisnąć...




Nigdy w téj, dosyć zamarłéj okolicy, któréj tylko niekiedy katastrofa, przemytnictwem wywołana, nadawała trochę życia, nie poruszało się wszystko, co żyło, jak teraz.
Wiadomość o wypędzaniu tych, którzy, pomimo dawnego osiedlenia, nie mieli zupełnych praw w Prusiech, przebiegała, począwszy od dworów i pałaców, aż do najbiedniejszych chatek, wszelkie ludzkie schronienia. Obudziła ona uczucia dziwne: osłupienia, niewiary, trwogi, niepokoju. Niemcy się już odgrażali, chociaż nie znali jeszcze całéj prawa doniosłości, choć ono samo jeszcze nie było potwierdzoném i przyjętém.
W pałacach i dworach frasowano się o brak rąk i robotnika, o umniejszenie głosujących za reprezentantami prowincyi w Sejmie, o polityczne następ-