Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/137

Ta strona została skorygowana.

stwa; w chatach z całą swą grozą występowała nędza, niewola, głód i chłód, przeciwko którym bronić się mieli wygnańcy. Rzucić ziemię i ludzi, do których się nawykło, znane już żywota troski zamienić na zakryte i ciemne — przerażało najśmielszych.
Pytany w zakrystyi ksiądz, poruszał ramionami i radził modlić się do Boga; badany szlachcic odpowiadał ogólnikami; wszyscy uznawali, że nieszczęście było nietylko możliwém, ale prawie już nieuchronném. Mściwą rękę losu czuć było w tym środku surowym, którego potrzeby nie umiano sobie wytłómaczyć. Niemcy niektórzy, przewidujący, że osobistym ich interesom to prawo zaszkodzić może, podawali je w wątpliwość; nie starali się ani tłómaczyć, ani uniewinniać...
Wszędzie prawie pilnie się obliczano, badano i usiłowano przewidziéć, kogo to dotknąć może. Chłopi chodzili z głowami spuszczonemi, nie śmiejąc radzić się, aby się nie zdradzili. Niektórzy uparcie podawali się za tutejszych, choć pochodzili z za granicznego pasa.
Urzędnicy po kancelaryach niezmiernie byli zajęci od świtu do nocy. Stare papiery zapylone wywlekano z półek, od dawna nietykanych, i grzebano się w nich mozolnie.
Niejedna nienawiść i pragnienie zemsty szukało nasycenia w potwarzy, bo przewidywano, że zuchwale rzucone podejrzenie mogło starczyć dla roz-