— Ja bez Dydasia, to jakby mi prawą rękę ucięto i oczy wyłupiono.
Po Dydasiu, nie licząc Żabskiéj, — bo ta, jako kobieta, zdawało się staremu, że nie ulegała prawu, — najdroższym był Chodzibój i jego żona,
Bez Chodziboja, chociaż uczciwego i sumiennego człowieka, łatwiéj-by się był dwór i pan obszedł, niżeli bez jego żony. Ona teraz w istocie była duszą Lubachówki, a wpływ jéj po-za nią daleko sięgał — daléj, niż przypuszczano.
Czynna, przenikliwa, ruchliwa, Krzysia rządziła mężem, radziła Żabskiéj, poddawała panu Grzegorzowi, co miał robić, a Dydasiem, który się nią zachwycał, rzucała, jak piłką.
W piérwszym momencie, gdy się wiadomości o mającém nastąpić wygnaniu rozeszły, Krzysia słuchała ich milcząca, z ustami zaciętemi, z brwiami ściągniętemi, kiedy-niekiedy żądając objaśnień. Spodziewano się, że się z czémś odezwie, bo wszyscy nawykli byli na nią zwracać oczy i u niéj szukać rady. Potrząsła głową, podparła się na ręku, podumała, i widząc wszystkich niemal rozpaczających, poruszyła się ze zwykłą swą żywością.
— Otoż-to mi mężczyźni! Stoją, poopuszczawszy nosy, wzdychają i — koniec świata dla nich... Wstydzili-byście się! Jakby to Prusacy nie ludzie byli! A jeżeli prawo i wyjdzie, to od czegoż rozum, żeby się pojedyńczy człowiek nie ratował?... Gdzie
Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/139
Ta strona została skorygowana.