Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/140

Ta strona została skorygowana.

nie można wszystkich ocalić — dobrze i niewielu. Teraz niéma o czém myśléć, tylko o tém, jak Niemców oszukiwać i zmusić do pobłażania, jak im się wyśliznąć... Nie można ich przekupić, to może inny się jaki środek znaléźć na nich. Od czego głowy?... Ja wiem, że ja fartuch odpasuję, od kuchni urlop biorę, choćby mąż z głodu umarł, loki fryzuję i puszczam się polować na Niemców, aby mojego mężula, siebie, a jak się uda, jeszcze kogo z brzegu uratować...
Zaczęto się z niéj śmiać.
— Śmiejcie się sobie — odparła, nie obrażając się wcale. — Nie mogę inaczéj postąpić, kiedy tu wszyscy tracą głowy...
— Ale cóż pani myślisz robić? — zapytał Dydaś, który w nią wierzył, a jednak na ten raz pojąć nie mógł, co począć miała.
Piękna Krzysia poszła się przejrzéć w zwierciedle, i uśmiechnęła drobnym rysom twarzyczki, bardzo wdzięcznéj.
— Pan Bóg nam jako broń dał między innemi i twarzyczkę — rzekła. — Do ostateczności przywiedziona, może użyję jéj, jako oręża.
Dydaś aż spłonął z zazdrości i gniewu.
— Mąż pani kontent będzie z tego!... — zawołał.
— Mój mąż — odparła niezmieszana wcale — ma we mnie wiarę, i ręczę wam, że spokojnie na to patrzéć będzie, kiedy ja Niemcom zacznę zawracać