dowały się sklepione piwnice, dosyć obszerne, piękne i suche... w sadzie siedziały stare grusze i podziczałe wszelkiego rodzaju drzewa owocowe... Stodoła, która ocalała z lat dawnych, z pięknego drzewa zbudowana, wyglądała przy późniejszych szopach i budach majestatycznie.
P. Grzegorz, przybywszy z pieniędzmi w kieszeni, z doświadczeniem, ze znajomością gospodarstwa, od razu chciał swoję Lubachówkę postawić na stopniu wzorowym.
Nie żałował grosza, w tém przekonaniu, że co się w ziemię wkłada, musi się powrócić. Ale tu, w miejscu — zastosowanie wszystkich najzbawienniejszych teoryi rozbiło się o tysiączne trudności. Zazdrośni sąsiedzi przeszkadzali mu, o ile mogli...
Wystawił jednak p. Grzegorz dworek skromny, ale schludny, założył ogród i sad, pola pooczyszczał, łąki osuszył w części; skupił konie, dostał parobków i sam zaczął chodzić około swéj roli.
Był-by może zwycięzko wyszedł z zadania, gdyby to panem był u siebie... Lubachówka leżała na saméj granicy, tak, że linia graniczna szła przez łąkę, która do niéj należała.
Dosyć oddalona od innych osad ludniejszych, wchodziła łąka w las gęsty, na przeciwnéj stronie szeroko się rozpościerający. Przemytnicy obrali sobie to miejsce, a szczególnie jeden przesmyk, zwany, niewiedziéć dlaczego, „traktem zajęczym“ —
Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/15
Ta strona została skorygowana.