Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/150

Ta strona została skorygowana.

czne wychodziły do drugiego niniejszego, w którym jadano i pito... Za nim był pokoik gospodarza, wieczorami zajmowany przez niego z córką, a teraz i panią ekonomową, która wyprosiła sobie pończochę dla zajęcia rąk i usadowiła się tak, ażeby ów Riedel, który z Baurem miał tu grać w szachy, musiał ją spostrzedz... Zdawało się, że to było dostateczném do zawiązania znajomości, gdy ją zobaczy. Krzysi na zaufaniu w sobie nie zbywało, a ona bywa zwykle wyrazem jakiéjś siły.
Baur i Riedel przyszli razem. Piérwszy z nich z niezupełnie jeszcze zabliźnionemi śladami chlubnych ran, dla honoru „nacyi“ poniesionych, był chłopakiem przystojnym, silnie zbudowanym, wesołego oblicza, ale nader pospolitych rysów twarzy. Widać było, że gdy piwo je utuczy i rozedmie, będzie to fizyognomia, niczém się nie odznaczająca od spotykanych w ulicy, około bawaryi i składów piwa. Teraz tylko resztka młodości trochę ją czyniła rozbudzoną i piękniejszą. Riedel do towarzysza wcale nie był podobny, a długi pobyt za granicą nadał mu coś cudzoziemskiego w postawie i ruchach, więcéj pretensyi do elegancyi, do piękności i zręczności... Z powagi i sztywności pruskiéj mało co w nim zostało. Maleńka główka, twarz blada, skrzywiona, ze szkiełkiem w oku, ubranie uwydatniające kształty, ruchy żywe bardzo... i swobodne dosyć, miały w sobie coś francuzkiego...