Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/154

Ta strona została skorygowana.

wszyscy z tego folwarku, poczynając od właściciela, będą musieli ustąpić, bo tutejsi nie są.
Straszliwie się na to zżymnął Riedel; ale nie śmiał nic powiedziéć.
Krzysia, która odniosła tryumf tak wielki, wcale się nim nie chwaliła. Posmutniała, zamyśliła się, zakłopotała. Huba téż chodził zafrasowany.
— Licho ją tu przyniosło... to utrapienie! — mruczał do siebie. — Niemiec się zapalił, a niéma nic straszniejszego, jak gdy taki zimny człek się rozgrzeje... Pokoju mi nie da... A ja mu tu jeszcze będę musiał do romansów posługiwać...
Nazajutrz do dnia, Krzysia, już nie zatrzymując się dłużéj, kazała zaprzęgać i pośpieszyła do Lubachówki.
Nie dojeżdżając do dworu, spotkała męża w polu i, wyskoczywszy z wózka, rzuciła mu się na szyję. Szli potém, po cichu rozmawiając z sobą, aż do wrót, od których Chodzibój musiał powrócić w pole. Tu na ekonomową czekał Dydaś który od wczoraj z zazdrości i niepokoju nie mógł na chwilę odpocząć.
Chciał i on z nią zawiązać rozmowę, ale Krzysia go odprawiła surowo.
— Daj-że mi święty pokój! co ja się mam przed nim tłómaczyć z każdego kroku? Nie powiem nic, bo nic niéma do powiedzenia, i tyle...
I drzwi folwarku zatrzasnęła za sobą. Ale w pół