Ale po ukaraniu Dydaka za gwałt dokonany, niemniéj odpowiadać było potrzeba za przemytnictwo, którego głównych sprawców oddawna poszukiwano.
Drżącą, ścierpłą od związania sznurami ręką, Frejer podpisał protokół... nic już nie mówiąc.
— Według mojego przekonania, mości Frejerze, — odezwał się Dydak — potrzeba było powiesić was na piérwszéj lepszéj gałęzi, to-by się nikt nie pytał, kto wam oddał tę przysługę; ale wstawiła się pani ekonomowa, jéj życie winniście.
Zdumionemi oczyma wodził w koło Frejer, szukając téj, co mu życie ocaliła. Roześmiał się Dydak.
— Wszystko było tak dobrze obmyślane i pewne, że tylko zawczasu radzić musieliśmy, co robić z wami. Ekonomowa nasza, dobra pani, obwiesić was nie pozwoliła... Powinniście jéj wdzięczność zachować na zawsze...
Frejer błysnął oczyma, ale w nich cale inne uczucie, niż wdzięczność, się malowało.
— Puśćcież mnie — zamruczał.
— Wilcy was zjedzą w lesie — roześmiał się Chodzibój — jam was gotów do domu odprowadzić.
Frejer milczał; rozwiązywano mu ręce i rozplątywano sznury. Dydak chował papier do kieszeni starannie. Wszyscy napili się po kieliszku wódki, a oswobodzony, choć mógł już powracać do domu, nie ruszał się, pamiętając o wilkach, nocy i lesie...
Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/164
Ta strona została skorygowana.