Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/168

Ta strona została skorygowana.

godziwymi walcząc, czyż w obronie wszelkich środków nie można używać?
— Nie — rzekł Lubachowski — bo cudze grzechy nas do grzeszenia nie upoważniają...
Krzysia dłużéj się już tłómaczyć, ani sprzeczać nie chciała. Śmiała kobieta miała daleko trudniejszą rzecz do przeprowadzenia ze starym, i powtórnie w rękę go pocałowała, zalecając mu się.
— Proszę ja drogiego pana, jak się w człowieku nie ma wszystko gotować z gniewu, kiedy nas tak prześladują kłamstwem i potwarzą, broń kując przeciwko nam...
— Cóż to za kłamstwo masz na myśli? — zapytał stary.
— A jakże, kiedy pana oni zowią tu obcym i nowo osiedlonym.
— Cóż chcesz? jam się w istocie przeniósł tu dopiéro po śmierci Jana Nepomucena — rzekł stary, patrząc jéj w oczy, które ona trwożliwie spuszczała.
— Aleś się pan tu urodził? — podchwyciła Krzysia.
— Ja nie wiem, gdziem się urodził — odparł spokojnie Lubachowski.
— Jakże to może być?
— Bośmy dawniéj nie bardzo dbali o papiery i metryki, a ja wcześnie zostałem sierotą. Zkądże ty wiész, że jam się tu miał narodzić?
— A mój Boże! — zmieszana dodała ekonomo-