jemnie połechtany. Nie tak się więc opierał oczom i uśmiechom panny Miny, jak było potrzeba...
Wzbudzała ona w nim ciekawość. Nigdy jeszcze żadnéj Niemki w tym rodzaju nie widział.
Frejer tak manewrował, że Dydaś musiał bawić u niego dłużéj, niż życzył sobie; a Mina czas miała mocno go — zaintrygować.
Jak on jéj ze swą gburowatością, tak ona jemu z elegancyą śmieszną i napuszoną, wcale się nie podobała. Musiał jednak przyznać jéj wiele żywości, śmiałości, niepozbawionéj uroku.
— Nie darmo na berlińskim się chlebie wychowała — mówił, wracając upojony, przypominając sobie jéj słówka, minki i przeskakiwania śmiałe ku sobie. — To dopiéro mieszczka! to dopiéro skoczek!... A! niech ją...
Wchodziło w plan Frejera, aby Minę z ekonomową zapoznać, wprowadzić na folwark, i tym téż sposobem ułatwić jéj napaście na Dydasia.
Ekonomowa, do innych swych zajęć łączyła i zasilanie chorych włościan domowemi środkami lekarskiemi. Mina pod pozorem jakichś ziółek dla choréj ciotki, udała się na folwark. Słyszała ona o nim i o Krzysi, ale ją sobie wcale inaczéj, czémś do siebie podobném wyobrażała...
Krzysia uczyniła na niéj wrażenie upokarzające: poczuła w niéj istotę wyższą jakąś, która ją onieśmielała. Zarazem jednak budziła się zazdrość
Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/175
Ta strona została skorygowana.