Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/176

Ta strona została skorygowana.

i... nienawiść. Niepodobna było zbałamucić człowieka, który codzień patrzał na taką piękną a dumną kobiecinę. Musiał się już w niéj kochać. Wojować z nią — Mina nie miała odwagi.
Intryga, napięta już, groziła zupełném rozerwaniem się. Frejer, posłyszawszy o tém, pogniewał się.
— Myślałaś go tak wziąć, jak grzyb przy drodze — odezwał się. — Co ci tu tak nudno u nas? Chcesz uciekać do Berlina?... popracuj trochę... Możesz na tém męża zarobić...
Krzysia, na widok téj stołecznéj jéjmościanki, która na wieś przywoziła i głupie mody, i obyczaje osławione, oburzona zapowiedziała mężowi, że choćby awanturę zrobić miała, Niemki się pozbędzie.
Niemka sama nie miała ochoty się nabijać... polowano na Dydaka w inny sposób. Chwytano go na polu, zapraszano, pociągano nawet, budząc w nim nadzieje bezzasadne, że to wypędzanie Polaków, o którém mówiono tyle, spełznie na niczém, i kto jakikolwiek znajdzie środek tłómaczenia się, że z dawna był osiadły — zostanie.
Dydaś był zbyt prostoduszny i prawdomówny, aby się udawanéj otwartości i okazywanéj życzliwości umiał stale opierać. Dobrocią dawał się złamać.
— Nie tak oni są źli ludzie — mówił sobie — jak mi się zdawało... Ot! zwyczajnie... każdy swojego kaftana i koszuli strzeże...