Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/177

Ta strona została skorygowana.

Zabiegliwość ta i grzeczność ze strony Frejera, choć je mógł sobie wytłómaczyć łatwo, powoli mu serce miękczyły... Wkońcu i ta Mina, która mu się wydawała z razu bardzo dziwną istotą drapieżną, trochę więcéj pozyskała łaski. Pomiędzy innemi, ujęła go i tém, że chwaliła nadzwyczaj postępy jego w języku niemieckim i... oświadczyła ochotę aprobowania własnego talentu — na języku polskim...
Był to pomysł genialny.
Dydasia nie mogła nigdy niczém tak zobowiązać i ku sobie zbliżyć, jak tą ochotą poznania się z jego ukochaną mową. Zobowiązał się dawać jéj lekcye.
Nigdy w głowie nie postało dziewczynie uczyć się po polsku, ale był to jedyny środek zbliżenia się do Dydaka. Zwycięztwo pochylało się na stronę niepoczciwego Frejera. Dydaś, kwaśny zły na siebie, nieśmiejący podnieść oczu, coraz bardziéj, nieznacznie, sam tego nie widząc i nie poczuwając się — lgnął do sprytnéj dziewczyny. Wyobrażał sobie, że ją na Polkę przerobi... Tymczasem ona, nie zapowiadając, że go ma zniemczyć, wistocie coraz więcéj skłaniała do pobłażania... wszystkiemu tému, co się działo.
Mało jest ludzi, co-by się oprzéć umieli temu uczuciu, które miłość własna połechtana rodzi. Dydaś, w którym ładna Niemeczka była rozkochaną (bo tém on sobie tłómaczył stosunki z nią zawiązane), sam téż blizkim był więcéj czuć dla niéj, niż