litość. Mina umiała go wybadywać, dobywać, z niego wiadomostki, Frejerowi potrzebne, i zużytkowywać je dla wuja.
Zmiany, jaka zaszła w nim, nie był-by może rychło kto mógł się dopatrzyć, gdyby nie Krzysia. Obchodziła się ona z Dydakiem surowo, gdy się śmiał do niéj zbliżać i okazywać uwielbienie, ale gdy ono ostygać zaczęło — piérwsza to postrzegła.
— Dydak mi się coś nie podoba — odezwała się raz do męża. — Bardzo go lubiłam dawniéj za jego przywiązanie do jegomości; nie wątpię, że ono nie ostygło, ale jakiś jest inny, i pod pozorem pilnowania Frejera, coś mi nadto często do niego zagląda. Co go tam ciągnąć może? co to jest?
Chodzibój się uśmiechał, palce kładnąc na ustach.
— Dała-byś pokój! to przejdzie. Zwyczajna szkarlatyna, którą każdy przechorować musi. Siostrzenica Frejerowéj, fertyczna dziewczynina... wzięła go na wędkę... Zdaje mi się wszakże, iż za gruba to dla niéj sztuka... nie utrzyma go...
Krzysia aż krzyknęła.
— Co? Niemka? Niemka? Ta, którąśmy raz spotkali w polu z Frejerem, w zielonych wstążkach?
— A! taż sama!
— Dobrze, żeś mi powiedział — odparła ekonomowa — muszę go o to zagadnąć! Właśnie sobie dobrą godzinę dobrał do romansu z Niemką, kiedy
Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/178
Ta strona została skorygowana.