Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/193

Ta strona została skorygowana.

najlepiéj pono, Treuberger, i dlatego własnego teścia ratować nie śmié, choć pono, jak mi donoszą, z żoną i dziećmi popadnie w konflikt najnieprzyjemniejszy.
— A my — dodał jeden z młodzieży, ocierając pałce, kredą przy bilardzie powalane, — a my, zostawszy się tu sami, będziemy jak piérwsi pionierowie na pustyni Ameryki... Przyznam się jednak, że gotowy kraj, opatrzony we wszystko, co do życia cywilizowanego jest potrzebne, przekładam nad ten, który tworzyć jeszcze musimy, nim go zaczniemy używać... Może być zaszczytną ta rola kolonizatora ziemi odzyskanéj, ale że ją ciężko będzie dźwigać, to ciężko!!
Nikt nic na to nie odpowiedział. Solinger, który stał z boku i ciągnął ze złego cygara dym nie lepszy, ręką zamachnął.
— Ja tu już jestem od bardzo dawna osiedlony — rzekł — dla mnie zmiany, które mają nastąpić, boleśniejsze są, niż dla waćpanów. Pamiętam tu czasy, gdyśmy, Niemcy i Polacy, żyli na takiéj stopie, iż się znośnego modus vivendi spodziewać było można. Ja, który znam dobrze Szwajcaryą, gdzie trzy języki obok siebie w najlepszéj żyją zgodzie, a protestantyzm z katolicyzmem wzajem sobie są pomocne, aby religijne uczucie nie wygasło, — sądziłem naówczas, że i tu się da wyrobić życie znośne. Tymczasem... tymczasem... — westchnął Solinger — gdzie Polak się ociera o Niemca, tam fata-