Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/195

Ta strona została skorygowana.

Westchnął stary i siadł na kanapie.
— Trzeba przyznać — po milczeniu dość długiém zawołał Riedel — że ci Polacy mają wprawdzie wad wiele i właściwości, które się tylko u nich znajdują, ale nie można im odmówić przymiotów... Umysły żywe, pojęcia bystre, tylko lekkomyślność niesłychana. Jak tu pojąć, żeby stary posiadacz kawałka ziemi, nie wiem, jak się on tam nazywa, ten teść Treubergera, mieszkał i gospodarował lat kilkadziesiąt, nie starając się o ubezpieczenie, o prawo obywatelstwa, które dawniéj nabyć mógł łatwo...
— Wspomnieliście Lubachowskiego — rzekł, wychylając się Solinger — ja go bardzo kocham! Złoty człowiek... Ale cóż z nim poradzicie, kiedy najpewniejszy jest, iż Pan Bóg w szczególnéj opiece miéć musi naród jego i jego samego. Zdaje więc wszystko na Pana Boga: a jeżeli padnie ofiarą téj swéj ufności w Opatrzność, powié na pociechę, że wolą jest Bożą, aby cierpiał za grzechy swoje i praojców.
Młodsi urzędnicy szydersko się uśmiechali.
— Co za smutne położenie kobiety — dodał Riedel — téj Treubergerowéj, pomiędzy mężem, który o ojcu jéj wiedziéć nie chce, a ojcem, skazanym na wygnanie.
Mówiono mi, że konflikt już nastąpił; małżeństwo tak, jak rozerwane, a dzieci... — Solinger nie dokończył.
— Mnie się zdaje — począł Riedel, marszcząc