dwa razy w ciągu pół wieku się paliły, księgi metryk niektóre zupełnie zaginęły, inne poopalane, nie zasznurowane, nie miały urzędowego charakteru...
Mogły jednak posłużyć za wskazówkę i, na wszelki wypadek, ks. Krostek całe brzemię oszarpanych i na-pół spalonych ksiąg i zeszytów ściągnął na probostwo, starannie sam wertując je i doprowadzając do lepszego stanu.
Właśnie tą robotą był zajęty i sam przy niéj zastępował introligatora, gdy w piérwszym pokoju, audyencyonalnym na plebanii, odchrząkiwać i nogami posuwać zaczęto.
Był to sposób meldowania się zwykły... Ks. Roman zapytał: Kto tam? otrzymał odpowiedź: — Sługa ks. dziekana dobrodzieja; — i napróżno po głosie usiłując poznać jednego z licznych sług swoich, odparł:
— Proszę tu do mnie...
W progu ukazał się ulubiony ks. dziekanowi Dydak...
Lubachówka i stary jéj pan mieli to wielkie szczęście, że ludzie ich kochali... Starzec ten, wcielona przeszłość, z jasném czołem, z rezygnacyą szlachetną, ze spokojem ducha niezachwianym, nawet w nieprzyjaciołach narodowości obudzał poszanowanie...
— Jak się masz, moje dziecko? jak się masz? — przemówił dziekan, nie wstając od stolika, przy któ-
Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/198
Ta strona została skorygowana.