Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/208

Ta strona została skorygowana.

prawo więc okrutne było uświęceniem okrucieństwa, zachęceniem do bezlitości...
Można było przewidziéć niechybne skutki prawa — z obu stron zaostrzone uczucia wrogie... Przysłowie jakieś powiada słusznie: „Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę.“
Stary Lubachowski dotąd patrzał zupełnie spokojnie na to, co się zapowiadało; przekonanym był, że wieści są przesadzone, że groźba okaże się niewykonalną. Przywykłym był przez długie życie, że, nawet gdy się uciekano do takich środków w polityce, które z ogólnemi prawami moralności się nie zgadzały, ubierano je, osłaniano, tłómaczono w ten sposób, aby choć pozór jakiś sprawiedliwości przybierały. Tu cynicznie występowała nienawiść, zemsta i wzgarda prawd wiecznych. Starzec nie wiedział już, na jakim się znajdował świecie... milczał.
Otaczający go widzieli w twarzy, czytali w milczeniu, że był przybity tak, iż o sobie wcale myśleć nie mógł. Troszczyli się więc tém mocniéj o niego. Spodziewano się jakiéjś pomocy i poparcia z góry od Treubergerów; lecz z tamtąd nie było słowa.
Biedny Lubachowski na swą obronę miał tylko nic nieznaczącego Dydaka, krzątającą się rozpaczliwie ekonomową i bolejących nad jego losem ludzi bezsilnych: księdza dziekana, Solingera i t. p.