własnéj ziemi; ale ilekroć czynem potrzeba było dowieść, że się do obowiązków obywatelskich poczuwa i je spełnia, sam piérwszy spieszył z ofiarą i dopominał się, aby go nie opuszczono.
— Osobliwszy człowiek — mówiono sobie — gorliwy niby jest bardzo i dobréj woli, a do Niemców ma słabość i niemal ich szuka...
Bywało, że w sąsiedztwie Niemcy się dopuszczali nadużyć, ufni w protekcyą u góry, że jawnie łamali prawo w interesie swéj narodowości... oburzało to i pana Grzegorza, ale gdy szło o odwet, nie pozwalał na to.
— Nie racya jest, że ktoś się dopuścił bezprawia, abym ja go naśladował. Jest to, jakbym szedł za przykładem złodzieja i kradł dlatego, żem został okradziony! — Z zupełnym spokojem, z krwią zimną, słuchał pan Grzegorz wyrzutów, milczał, lecz postępowania nie zmieniał...
Gdy Lubokau nabyli Treubergerowie, zgłaszano się o różne drobne przysługi do pana Grzegorza, który ich nie odmawiał... i polskim obyczajem, gdy szło o pomniejsze rzeczy, wcale ich nie rachował i brać za nie nic nie chciał. Młody więc pan Robert August Treuberger, zwany referendarzem, jednego pięknego dnia, małym powozikiem, parą rosłych koni, wcale wytwornie i elegancko zajechał do Lubachówki z piérwszemi odwiedzinami, dla zrobienia sąsiedzkiéj znajomości.
Strona:PL JI Kraszewski Czarna godzina.djvu/21
Ta strona została skorygowana.